Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

ła z dziewczętami. Ale ojciec nie pozwalał, o Stefkę czasem ją ostro wygderał, zaledwie tolerował znajomość. Więc się czasem nudziło dziewczyninie i marzyło się jej zajęcie w kompanji, a przytem większy zarobek. Gdy tak dumała, roiło się jej, że gdy dorośnie, będzie dostawać miesięcznie nie pięć, ale trzydzieści rubli, wtedy ubierze się ładnie i codzień będą jeść mięso, i będą mieli pokój na piętrze, i okno takie, że na niem będzie można mieć kwiatki w wazonikach i ojciec będzie codzień mieć tytoń, i pozwoli jej przyjmować koleżanki albo czasem wieczorem pójść posłuchać muzyki u stolarzów w oficynie.
Stefka była o dwa lata wprawdzie starsza, ale już od dwóch lat pomagała matce, a ją ojciec wciąż trzymał jak dziecko. Zbierała się zawsze powiedzieć to wszystko, ale jakoś zawsze brakło jej śmiałości.
Woda zakipiała tymczasem, po izbie rozszedł się zapach kartofli. Mańka poczuła głód, zaczęła pilniej nasłuchiwać przyjścia ojca. U praczki się uciszyło, gdzieś z podwórka od stolarzów dobiegały dźwięki harmonji i jakiś chrypliwy zegar wybił dziewiątą.
Wreszcie rozległy się kroki i do izdebki wszedł Gedras.
Mało się zmienił przez te dziesięć lat, trochę osiwiał i zaostrzyły mu się rysy, ale i złagodniały zarazem, a gdy spojrzał na dziewczynę, to się zlekka uśmiechnął.
— Głodnaś, nieboże? — spytał dobrotliwie, roz-