o tej nowej karnawałowej gwieździe męskiego rodzaju.
Posypały się objaśnienia.
— Jakto, nie wiesz? Ten, co u Leonów prowadził tańce.
— Ten wysoki blondyn, co mówi te pyszne monologi?
— Jedyny spadkobierca Gelichowej.
— Kandydat na dyrektora w „Concordii“.
— Przytem fachowiec, pisuje artykuły handlowe.
— Ten, co się pojedynkował z Matiasbergiem.
— Mówicie wszystkie, co on robi, a ja się pytam, skąd się wziął?
— Jakto? Skąd się wziął? Przecie siostrzeniec Gelichowej. Syn jej siostry zapewne. Człowiek, jak widać, z najlepszego towarzystwa i form doskonałych. Bywa w najpierwszych domach.
— Dlaczego o nim nikt nie słyszał do śmierci syna Gelichowej?
— Był ubogi, podobno ciężko zarabiał na życie gdzieś na prowincji, w jakiejś cukrowni. Zresztą, co mu masz do zarzucenia?
— Nic, może tylko to, że za bardzo doskonały — zaśmiał się pan Bolesław. — Gelichowa ma miljon, co do tego niema wątpliwości. Ludek jest tedy dobrą partją, a prawdy o nim dowiem się, jak się ożeni. Wtedy ten legjon zawiedzionych wyszpera o nim wszystko złe.
Ale Ludek z ożenieniem się nie kwapił. Tańczył, flirtował, bawił się, pogrążał w rozpaczy lub
Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/170
Ta strona została uwierzytelniona.