Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

Chciał rozerwać kopertę, ale ludzi było pełno, kilku kolegów, więc wsunął list do torby i poszedł.
W drodze uspokoił się. Mańka szyła bieliznę, może to był rachunek lub obstalunek.
Ale już go coś gnało do domu.
Wszedł na drugie piętro oficyny, zapukał, a gdy nikt nie otwierał, wyjął z kieszeni drugi klucz, otworzył i wszedł. Było to ich mieszkanie, schludny pokoik z kuchenką, dwa łóżka, wazoniki z kwiatami w oknie, trochę gratów, na stole maszyna do szycia.
Zebrali na to wszystko pracą i oszczędnością, od paru lat już biedy nie czuli.
Wszedłszy Gedras obejrzał się, Mańki nie było. Zapewne odniosła robotę i poszła trochę w Aleje na spacer.
Teraz mógł list otworzyć. Wyjął go i znowu na adres spojrzał i chwilę się wahał, jakby się bał, potem rozdarł kopertę. Było w niej dwadzieścia pięć rubli i kilka słów na karcie.
Mroczno było, Gedras podszedł do okna i czytał:
— „Moja droga! Stanowczo ci zakazuję pisania i natrętnych żądań widzenia. Zechciej zrozumieć, że między nami sprawa skończona, a pretensje Twoje są śmieszne. Za parę dni żenię się i reguluję wszelkie rachunki z przeszłością. Chociaż nie mam względem Ciebie żadnych zobowiązań, ze względu jednak na chwilowe trudności, jakie mieć możesz, załączam Ci dwadzieścia pięć rubli z zastrzeżeniem, że to ostatnia moja ofiara i słowo i że nadal, jeśli mnie chcesz napastować, możesz być nara-