Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

żona na grube nieprzyjemności. Weź to na uwagę i wybij sobie z głowy głupie myśli. Taka ładna dziewczyna jak Ty, może być o swój los spokojna.“
Gedras przeczytał raz i znowu czytał, ciągle, raz po raz, aż wreszcie litery stały się czerwone i wirujące, a każda miała głos syczący, huczący jakby jakieś biadania. To maszyna szła z łoskotem ślepej, bezdusznej potęgi, a on trzymał czerwony sygnał, kobieta na szynach była, pociąg szedł, nie zważając na jego sygnał, na nic. Podchodził, Gedras krzyknął, rzucił się naprzód pod koła i zwalił się na ziemię i nic już nie czuł.
Gdy się ocknął, w izbie było zupełnie ciemno.
Chwilę zbierał zmysły, dźwignął się. Myślał, że śnił.
— Mańka! — zawołał.
Milczenie. Przypomniał sobie wszystko. Zapalił lampkę, list leżał na ziemi, na stoliku koperta i banknot. Spojrzał na zegarek, była jedenasta. Czy Mańka już nie wróci? Może poszła do Wisły. Szukać jej — gdzie i poco? Wszystko było skończone.
Podniósł list i położył pod lampą, obok koperty i pieniędzy, usiadł na kuferku pod ścianą i czekał, sam nie wiedział czego. Czerwone zygzaki kręciły się w powietrzu, pełen ich był pokój, gdzie spojrzał. Miały cudaczne kształty owadów wstrętnych, trybów i kół, potwornych macek i kleszczów, bezustannie coś huczało, coś jęczało, coś wyło.
Głowa mu gorzała i chwilami dygotał, i czuł ból