Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

i uspokojeni, że przynajmniej skandalu drukiem nie rozniesiono, poczęli rozważać, co dalej czynić.
Zaremba jeszcze raz przejrzał artykuł i rzekł:
— Jan Gedras. Skąd mi to nazwisko wydaje się znajome?
— Jan Gedras? — powtórzył wuj Bolek. — Czekaj i ja coś sobie przypominam. Gedras! Gedras! Gedras! Jednoręki!
— Mam już! Był u mnie w fabryce przed kilkunastu laty stróż nocny. Tak, tak! Czyżby to on był? Ale właśnie i nazwisko — i brak ręki!
Spojrzeli na siebie.
— Pamiętasz go? Ja sobie już wszystko przypominam. Ponury, dziki człowiek, wyprawiłem go. Szczególny wypadek. Odszedł po jakiejś awanturze, nie pamiętam już jakiej. Spytam Tereni, może ona sobie przypomni. To dziwne. A może on to zrobił przez zemstę? Może wiedział, kogo zabija?
— Przez zemstę? Zaco? — ruszył ramionami Józio.
— Za wydalenie.
— Et — ojciec fantazjuje!
Wuj Bolek patrzał na litery i myślał. Powoli przypomniał sobie wszystko, ale nie mówił nic.
— Co za list znaleziono przy nieboszczyku? — spytał nagle Józia.
— Nie wiem. Przyszedłem, gdy już były władze.
— A ja wam mówię — czuję, — pewny jestem, że ten zbój zrobił to przez zemstę! — wybuchnął Zaremba. — Teraz go sobie doskonale przypominam. Zuchwały, dziki, ponury. To zemsta! Udaje