Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.



VIII.

Gdy się rozegrał krwawy dramat na ulicy Sadowej, Antoni Stuch był w Petersburgu w jakiejś sprawie klienta. Wrócił w dwa tygodnie później.
Stuch się wybił przez te lata, był już znany, miał coraz szerszą praktykę, był na drodze do sławy. Mieszkał skromnie, bezżenny, z siostrą.
Nie mieli żadnych stosunków, ciążyła nad nimi klątwa bezlitosnej opinji ludzkiej. Nie starali się zresztą z nią walczyć i nie czuli braku towarzystwa. Ona, jak dawniej, uczyła biedne dzieci, on był zapracowany, wieczory spędzali samotnie, nigdy nie tęskniąc za inną rozrywką, jak czytanie lub rozmowa.
Otóż gdy Stuch wrócił i zasiedli do wieczornej herbaty, siostra opowiedziała mu ów mord.
— Wiesz? To był narzeczony tej Zarembianki, u których byłeś korepetytorem. Pamiętasz?
Wtedy Stuch przeczytał schowaną dlań gazetę i rzekł:
— Jan Gedras, posłaniec jednoręki. I to znajomy. Pamiętasz taką czarną dziewczynę, która u ciebie szyła? To była jego córka. A on parę razy jeszcze niedawno nagabywał mnie na ulicy i dziękował i ofiarował usługi. To był ambitny i hardy człowiek. Szczególny wypadek! Jutro się