dowiem, kto sprawę prowadzi i przejrzę. W tem musi być jakaś tragedja.
— Dowiedz się, co się stało z dziewczyną. Może potrzebuje opieki?
Stuch nazajutrz był u sędziego śledczego.
Dowiedział się, że Gedras dotąd był ciężko chory i ledwie osiągnięto nadzieję, że żyć będzie.
Dowiedział się też, że córka jego tegoż dnia, gdy spełniono morderstwo, znikła z mieszkania i dotąd policja na ślad jej wpaść nie mogła.
Sprawa więc wskutek tego i choroby przestępcy była zaledwie rozpoczęta, zresztą nie przedstawiała wielkiego zajęcia, ani komplikacyj. Aż się zdziwił sędzia śledczy, gdy Stuch oznajmił, że będzie obrońcą.
Wprost stamtąd Stuch pojechał do Gedrasa. Nie poznał go. Był to cień i szkielet, ruina człowieka. Leżał bez ruchu, bez wzroku w oczach, bez wyrazu życia na twarzy.
— Poznajecie mnie? Jestem Antoni Stuch. Nie pamiętacie studenta, brata pani Gałeckiej, u której szyła wasza córka? Przyszedłem was odwiedzić.
Gedras się długo w niego wpatrywał, wreszcie wyszeptał:
— Gdzie Mańka? już jej niema!
— Odnajdę ją. Bądźcie spokojni, dam opiekę.
— Już jej niema! Nikogo niema! Wszystkie trzy poszły... pod maszynę! — wyszeptał.
Stuch zrozumiał, że mówić z nim jeszcze nie pora, więc go tylko polecił dozorcy i poszedł szukać dziewczyny.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.