Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mówcie prawdę, nic nie ukrywajcie.
Gedras zapadł w zamyślenie i nic więcej nie odrzekł.
Nazajutrz przeprowadzono go do więzienia, a w kilka dni potem stawiono go po raz pierwszy na śledztwie.
Sędzia spojrzał nań bystro i po kilku wstępnych pytaniach rzucił nagle:
— Czyście służyli przed kilkunastu laty u pana Zaremby?
Na to pytanie człowiek, odpowiadający dotąd spokojnie, jakby się zawahał.
— Nie pamiętam — odparł.
— Staraj się przypomnieć.
— Może być, tyle lat, zapomniałem.
— Czy znałeś pana Ludwika Morzyńskiego, spotkałeś go kiedykolwiek przed owym dniem?
— Nie.
— Ale wiedziałeś, że ma się żenić i z kim?
— Nic nie wiedziałem, anim go znał. Jakiś pan przed hotelem Europejskim dał mi list i zgóry za kurs zapłacił. Zobaczyłem adres córki, więc niespokojny poszedłem do domu i wtedym się dowiedział wszystkiego.
— Córka ci powiedziała? Nie uważałeś w jej życiu i zachowaniu zmiany do tego dnia?
— Nie. Z zajęcia wracałem późno, wychodziłem rano. Ona, jako szwaczka, często bywała na robocie poza domem. A zresztą, czym się spodziewał!
— Więc, gdy ci się córka do wszystkiego przy-