Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.

znała, postanowiłeś zabić uwodziciela, nie wiedząc, kto on jest?
— Wziąłem kamień ostry i poszedłem. Zabrałem list i pieniądze. W restauracji powiedziano mi, gdzie on mieszka. Otworzył sam, tedym mu oddał list i zapłaciłem za dziecko. Niech mnie pan sędzia nie męczy pytaniami! Ja się nie zapieram, zabiłem i gotówem za to karę mieć, jaką mi sąd przeznaczy.
— Zapewne piliście wódkę, wychodząc z domu, nie byliście zupełnie przytomny. Nie pamiętacie dobrze tej chwili zabójstwa?
— Pamiętam. Nic nie piłem. Chciałem go zabić.
— Córka was na niego podburzała?
— Nie. Zostawiłem ją w domu nieprzytomną, jak martwą z rozpaczy. Żeby wiedziała poco idę, możeby go broniła. Jeszcze mnie miał kto podburzać? Wart był śmierci — zabiłem!
— Dlaczegóż córka wasza zginęła w tejże godzinie bez wieści? Była może z wami?
— Mańka? Mordowaćby miała?
— Szczególne jednak, żeście sami, jedną ręką obalili człowieka młodego, silnego?
— Snać moja sprawa była też silniejsza. On miał moc kobiety uwodzić, ja — kamienować krzywdzicieli!
— Czyście oprócz tej córki mieli więcej dzieci?
— Nie.
— A żonę dawno straciliście?
— Dawno.
— W którym roku?