Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/206

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie pamiętam.
Sędzia spojrzał w papiery.
— W każdym razie po urodzeniu córki — rzekł, znowu bystro patrząc na więźnia.
Gedras milczał. Dojrzał wśród papierów swój paszport i metrykę Mańki. Dziewczyna wyszła tedy z domu bez dokumentów i pieniędzy. Poszła na śmierć.
— Ta dziewczyna, która przy was mieszkała jest tedy waszą ślubną córką?
— Ma pan przecie moje wszystkie papiery.
— Ja was pytam, jest waszą ślubną córką?
— Tak.
— Gdzie umarła wasza żona?
Po twarzy Gedrasa przeszedł jakby ogień.
— Stoję tu za zabicie człowieka i za to mam być sądzony. Zabiłem go. Śledźcie i karzcie! Ale tamto, co przedtem było, życie całe, to moje jest i opowiadać go nie będę.
— Nie mam mocy was zmuszać. Ale sprawiedliwość musi wszystko wiedzieć! Oporem lub wykrętami przeciągniecie sprawę i zaszkodzicie tylko sobie. Radzę wam życzliwie wyznać całą prawdę — wszystko.
Gedras milczał. Przeczytano mu protokół tego pierwszego przesłuchania i odprowadzono do więzienia.
Ale w parę dni potem spotkał na nowem posłuchaniu Zarembę.
Gdy go ujrzał, już się nie zląkł, ani się zmieszał, popatrzał zimno i czekał, co będzie.