Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/210

Ta strona została uwierzytelniona.

kto jedzie, co leci, wszystko je dusi, miażdży, pożera. My takie liszki...
Usiadł na pryczy, zgarbił się i umilkł na chwilę. Potem począł mówić, mówić, coraz swobodniej. A Stuch, siedzący obok niego, nie przerywał ani jednem słowem. Godzinę, może więcej Gedras mówił. Gdy skończył, poczuł, że Stuch ramieniem objął go za szyję.
Gedras się zatrząsł z wrażenia.
— Co też pan robi! — wyjąkał.
Stuch nic nie odrzekł, mocno go uścisnął, zerwał się i wyszedł. Dławiły go w gardle łzy...