Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.



IX.

Maniusia Zarembianka przechorowała ciężko katastrofę. Do nerwowego wstrząśnienia przyłączyła się anemja, potem malarja, zamiast do domu matka ją wywiozła zagranicę.
Wybrano mniej znaną i mało uczęszczaną miejscowość nad morzem we Francji, żeby uniknąć spotkania z rodakami i istotnie nie było tam nikogo z Warszawy i wogóle żadnego towarzystwa.
Zarembina, opłakawszy i odgadawszy wypadek, poczęła się uspokajać, spać, jeść i tyć. Maniusia zrazu na nic nie zwracała uwagi i nic ją nie zajmowało. Godzinami siedziała bezczynnie na werandzie. Godzinami podobnież nad morzem, piła i łykała lekarstwa, kąpała się, nie widziała nic wkoło siebie. Nawet nie wzruszały jej westchnienia matki.
— Ach jakaś ty mizerna! Jak źle wyglądasz! Jak ci oczy wpadły! Jak ci się cera zniszczyła!
Minęło tak parę tygodni. Zarembina towarzyszyła zrazu córce do kąpieli, ale potem zaczęła się opuszczać. Plaża była bliziutko; towarzystwo francuskie, filisterskie, nikogo młodego, wolała zatem Zarembina drzemać na werandzie, niż palić się na słońcu. Maniusia chodziła sama.
Pewnego dnia przybyło dwoje nowych gości. On