Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/217

Ta strona została uwierzytelniona.

być Rubensowską pięknością. Pani nie będzie miała tak przepysznie rozwiniętych kształtów. Ta przeklęta secesja defiguruje kobiety. Proszę zostać jeszcze chwilę!
— Poco? Żeby słuchać pana impertynencyj?
— Ja mówię impertynencje? Ależ znajduję, że mimo wszystko, pani jest uroczą, warta nie deszczu z muszli, ale deszczu ze złota. Żebym był Jowiszem!
Wstała obrażona.
— Proszę mi dać przejść — rzekła zimno, bo leżał wpoprzek między dwoma głazami.
— O — ma pani ton i ruch bogini! Lubię być przez takie deptany.
Wstał jednak i dodał swobodnie:
— Lubię bardzo kobiety, co się umieją gniewać, takie też umieją i kochać. Chciałbym być epizodem w życiu pani!
— Ale ja nie chcę być niczyim epizodem. Żegnam pana!
Odeszła tak wzburzona, że zapomniała zabrać książki; gdy to spostrzegła, była już blisko willi i spotkała matkę z listem w ręku.
— Chciałam iść do ciebie, tak mnie wzburzyły wieści z kraju. Wiesz, już jest dowiedzione, że ten morderca służył u nas kiedyś i za zuchwalstwo został wydalony, a ta dziewczyna, to wcale nie jego córka. Śledztwo odkryło ohydne szczegóły. A wiesz kto jest obrońcą zbrodniarza: Stuch.
— Ten korepetytor?