— Tęskno panu zapewne za modelkami?
— Przedewszystkiem za barwą i blaskiem południa. Chciałbym spotkać panią za lat kilka.
— Zdaje mi się, że możemy pożegnać się na zawsze.
— Szkoda. Malowałbym wtedy portret pani. I pani radaby mnie ujrzała.
— Wątpię, czybym sobie przypomniała, żeśmy się już widzieli.
Zaśmiał się.
— Powinniśmy sobie coś dać na pamiątkę i na znak do przypomnienia.
Zanim się obejrzała, zorjentowała, pomyślała o oporze, poczuła jego usta na szyi. Odtrąciła go, odskoczyła.
— Devenez reine, je serai votre page, au revoir! — zawołał wesoło, i uchyliwszy beretu, zawrócił.
Po chwili usłyszała gwizdanie znanej sobie melodji: „Pójdę w świat — szukać sobie innej“ — i zniknął za skałami.
Maniusia wróciła tego dnia później niż zwykle, jakaś zdenerwowana, ze śladami łez na twarzy, nie miała apetytu, źle spała w nocy, nazajutrz nie chciała iść nad morze. Zaniepokoiła się Zarembina.
Po paru dniach Maniusia wyznała, że jej tęskno do domu, że ma dość włóczęgi i samotności, że chciałaby zobaczyć ojca i czemś się zająć.
Naturalnie ta czułość dla kraju i rodziny rozczuliła do łez matkę; zaczęły się zbierać do powrotu.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/220
Ta strona została uwierzytelniona.