Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/236

Ta strona została uwierzytelniona.

— I taki Stuch broni!
— Bo pewnie obydwaj z jednego rynsztoka. Stuch przecie znany anarchista i bezwyznaniowiec.
— Powiadają, że kochał się w Zarembiance. Stary go kijem wypędził z domu. Wychowali go podobno. No — i za to się mści. Jakoby to on sam podmówił tego Gedrasa, żeby zażądał od Morzyńskiego ślubu z tą dziewczyną.
— Ale kiedy to się skończy? Mnie się jeść już chce.
— Oho — dziś nie będzie wyroku. Patrzcie, ilu jest świadków.
— A który to Zaremba?
— Tam w pierwszym rzędzie siedzą ojciec i syn.
— Syn — to ten niby muzyk. Ładny chłopiec.
— A cóż oni będą gadać?
— A dlaczegóż nie wezwano narzeczonej? Toby był efekt! Podobno bardzo ładna.
Tak szeptano po dalszych ławkach, gdzie nie dochodził głos czytającego. Bliżsi słuchali i musieli milczeć. Zato widzieli dokładnie cały sąd, świadków i prokuratora — całą pompę sprawiedliwości.
Członek sądu skończył czytać, nastąpiło przesłuchanie świadków.
Gedras, siedzący nieruchomo, oczy podniósł, przeszedł niemi znowu po sali, potem zatrzymał wzrok na księdzu, mającym przyjmować przysięgę, i na jednym ze świadków.
Był to człowiek gruby i czerwony, ubrany pretensjonalnie „na pana“, z widoczną chęcią udawania młodego, chociaż miał pewnie około pięćdzie-