Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/238

Ta strona została uwierzytelniona.

Widowisko było za długie, a dramat nie zapowiadał się efektownie. Jedni się znudzili, inni byli głodni, innym było za gorąco w sali i opróżniły się w połowie ławki. Żegnano się w przedsionku, mówiąc: „do widzenia jutro, na mowę Stucha“.
Było w tem wiele przyjemności, że „anarchista“ przegra, bo przegrać musi.
Stuch i sam był tego pewny, i mówił podczas pauzy do kolegi:
— Będę głosem wołającego na puszczy. A choćbym i wygrał, nie zmieniłoby to położenia tego człowieka. To życie skończone, odbyte.
Rozpoczęło się badanie świadków. Stróż, lokaj, młody Zaremba opowiedzieli, jak znaleźli zabitego, kelner z hotelu Europejskiego, co z nim mówił Gedras owego rana. Przesuwali się jeden po drugim, mówili rzeczy wiadome ze śledztwa. Słuchający ich Gedras myślał: poco to wszystko, kiedy on sam do winy się przyznał?
Pierwszy stary Zaremba zeznał, że Mańka nie była córką Gedrasa; potwierdziła to stara Jankowska, opowiadając historję znajdy, i Hilary Arcimowski.
Sprawa przeszła na temat sfałszowania dokumentu. Stuch przemówił raz pierwszy do Hilka.
— W owych czasach — to dawno, lat temu osiemnaście, służyliście razem z podsądnym u pana Zaremby. Czy przypominacie sobie okoliczności, dla których opuściliście zajęcie?
— Nie — nie pamiętam. Zapewne trafiło mi się coś lepszego w Warszawie.