Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/243

Ta strona została uwierzytelniona.

młodzieńcem, rachując na zysk. Zawiedziony w rachubach, po otrzymaniu małej sumy, morduje z wyrafinowaną premedytacją i barbarzyństwem dzikiem człowieka bezbronnego, który ostatecznie w niczem mu nie zawinił, gdyż Gedras, nie będąc ojcem dziewczyny, nie miał do niej żadnych praw.
Całe życie tego człowieka zresztą jest jednym szeregiem tajemniczości i ponurej zgrozy. Nie ma rodziny ani przyjaciół, zostawia wszędzie po sobie wspomnienie niechętne. Przeszłość jego pełna zagadek posępnych i niezbadanych; traci żonę w tragiczny sposób i uchodzi z owego miejsca, jakby się lękał dłużej tam pozostać. Traci rękę w fabryce i znowu opuszcza te strony, nie starając się nawet o odszkodowanie za kalectwo, służy u pana Zaremby lat kilka i tam ten człowiek ponury, skryty, twardy, przygarnia dziecko, jakoby nieznanej mu kobiety, spełnia rzekomo czyn miłosierny. Ale odtrąca zuchwale opiekę chlebodawcy nad sierotą i uchodzi z nią znowu w świat, pozostawiając u zwierzchnika i znajomych wrażenie ulgi, że go już niema.
Instynktownie wszyscy, z którymi się styka, nie lubią go, unikają, boją się. Przeczucie to nie zawodzi — to zbrodniarz. Popełnia fałszerstwo dokumentu — uchodzi mu to bezkarnie do czasu. Aż wreszcie demaskuje całą swoją upadłą naturę. Morduje człowieka i czując, że tym razem czyn zbrodniczy ukryć się nie da, przyznaje się do winy, mając nadzieję uzyskania w wyroku okoliczności łagodzących. To człowiek, który wszystko wy-