Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/246

Ta strona została uwierzytelniona.

broni. Dziwnem zatemby było, żebym ja go bronił, dziwnem i bezcelowem. Na zbrodnię jego prawo ma nieubłagany paragraf. Chylę przed niem czołem: pereat mundus, fiat iustitia. I nad głową tego człowieka wypisano: pereat! — Nie dziś, o już bardzo dawno, od chwili, gdy zaczął żyć, czuć i myśleć. Pan prokurator słusznie nazwał go wyrodkiem; takich jak on, nie wielu się znajdzie. I jam życie jego zbadał i znam wszystkie jego etapy. Dzieckiem niedostatek wygnał z domu w świat za chlebem. Była tam jakaś ojcowizna, dom, kęs ziemi. On się o swą część nie upomniał, zostawił słabszym, młodszym, miał przecie dwoje zdrowych rąk wtedy.
Nikt go nie kształcił, kierował, dozorował, nie był w żadnej szkole, nie miał nawet możności wyuczenia się fachowo rzemiosła. Jednakże nie został ani złodziejem, ani awanturnikiem, nie był nigdzie karany, ani źle notowany. Ma dobre świadectwo od majstra, czystą żołnierską swą książkę, pochlebne świadectwo z kolei, z fabryki od pana Zaremby, który świadczy teraz przeciw niemu.
Cały szmat życia przebył jako rzetelny, obowiązkowy pracownik, szanując prawo, nie szemrząc na pracę, w sobie zamknięty, skupiony, cichy. I wiarę miał — prostą, ślepą, w cnotę i występek, w grzech i wstyd i hańbę, w to wszystko, w co ludzie wierzą, co szanują, co potępiają. Na wszystko są w obyczaju i wierze i prawie nieubłagane — pereat! Raz — dawno, przed laty, gdy zdobył chleb i byt, zapragnął założyć gniazdo i ro-