dzinę. A że, jak słusznie nazwał go pan prokurator, wyrodkiem był, nie szukał w kobiecie posagu lub „dobrej partji“, lecz poślubił dziewczynę ubogą, młodą i zdrową, którą pokochał. Bywają tacy szaleńcy nawet w tych „zdeprawowanych“ niższych warstwach, którzy czynią w myśl naturalnego doboru, bez przymieszki jakiegokolwiek rachunku. Gedras się ożenił i był szczęśliwy. Kobieta kochała go, pomagała i pracowała, miał dobrą posadę, uznanie zwierzchników, byt zapewniony. Ale nad kobietą stało wypisane nieubłagane pereat! — i upomniało się o szczęście tych dwojga prawo ludzkiego obyczaju, ciskając klątwę za grzech dwojga na jedno, zawsze słabsze. Bo kłamstwem jest, obłudą i hipokryzją, że cokolwiek ochrania słabszego. Słabszy skazany jest na zgubę.
Tak — ma zawsze słuszność pan prokurator: żona Gedrasa zginęła w tragiczny i tajemniczy sposób. Miała na sobie tak zwaną hańbę uwiedzenia, miała na duszy wstyd i tajemnicę; gdy ludzie odkryli ten jej srom przed mężem — szczęście uleciało bezpowrotnie. Lokomotywa sznelcugu zmiażdżyła kobietę. Tak, to było tragiczne i może to było bolesne dla tego, co pozostał sam w budzie dróżnika o krok od szyn, rdzawych od krwi. Pan prokurator wzmiankuje krytycznie, że on stamtąd odszedł po tym wypadku, ale on przecie wyrodek był, on cierpiał, on nie miał siły tam zostać.
Pan prokurator nazwał żywot jego włóczęgą, ja nazwę go raczej zbiegiem. Ten człowiek uciekał od bardzo złego i ciężkiego losu, od jędzy-troski
Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/247
Ta strona została uwierzytelniona.