Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/248

Ta strona została uwierzytelniona.

dusznej, która go ścigała krok w krok. Od mogiły żony poszła za nim do tej fabryki. Nie była to fabryka miljonera-przemysłowca, niewielki zakład mechaniczny w prowincjonalnem mieście, należący, jak widać ze świadectwa, do pani Wajc. Według informacyj, na miejscu zasięgniętych, była to wdowa, obarczona dziećmi, w bardzo złych interesach finansowych. Zbankrutowała w parę lat po wypadku Gedrasa i umarła już dawno. On sam opowiedział mi szczegóły swego kalectwa w bardzo lakoniczny sposób:
— Rękaw bluzy miałem obdarty, zakładałem pas, chwyciło za te strzępy i pogruchotało. Pani Wajc płaciła za mnie w szpitalu, to dość na nią kosztu. Mówili, żebym się sądził, to musi zapłacić. Takie prawo, ale po prawdzie, to lżej mnie było żyć bez ręki samemu, jak jej bez męża, bez zdrowia i bez głowy, z tylu dziećmi, więc poszedłem w świat, nie dokuczając jej.
„Po prawdzie“, Gedras, jako wyrodek, dzielił prawo od prawdy, dlatego nie mógł się często z ludźmi zgodzić. Został też po tym drugim etapie swego życia kaleką, niezdolnym do pracy. Mógł żebrać, tylu to czyni zdrowych lub fałszywych kalek, on jednak potrafił pracować, kiedy wysłużył u pana Zaremby siedem lat. Ten etap jego życia już jest wszystkim znany, popełnił tam też swe ciężkie, pierwsze dowiedzione mu przestępstwo — sfałszowanie dokumentu. To zostało dowiedzione. Ale on oprócz tego popełnił tam inny występek — według pojęć ludzkich obyczajów. On podniósł