obłąkaną uliczną żebraczkę, lokatorkę nocnych przytułków.
Pan Ludwik Morzyński spędził po śmierci ojca cztery lata zagranicą, jako baron Barzescu. Przyjął panieńskie nazwisko pięknej bankietowej, bardzo logicznie, gdyż nie był jej mężem, ale kochankiem i był na jej utrzymaniu. Żyli długi czas w Paryżu, potem w Nicei, ostatnio w Neapolu i tam, podczas przejażdżki łódką, piękna pani utonęła. Rybak i Morzyński uratowali się, ona zginęła. Po tym tragicznym i tajemniczym wypadku Morzyński zniknął na czas jakiś i dopiero wynurzył się po roku w Ems, gdzie spędzała sezon pani Gelich, cioteczna siostra jego ojca. Z Ems wrócili do Warszawy, już we dwoje i odtąd życie pana Morzyńskiego było na oczach całego świata.
W chwili śmierci stał u szczytu pomyślności i powodzenia, jedyny krewny i domniemany dziedzic fortuny pani Gelich, narzeczony pięknej, młodej panny z najlepszego towarzystwa, członek wielu klubów, mistrz sportów, ulubieniec salonów.
Miał wszystkie dane długich lat życia i użycia, stałby się może społecznym działaczem i filarem wielu filantropijnych instytucyj, założyłby rodzinę, wychowałby młode pokolenie, skończyłby jako szanowny prezes i wybitny członek narodu, gdyby nie zezwierzęcony zbrodniarz, wyrodek, zwyrodniały wyrzutek, który zamordował go okrutnie — i zaco? Za jakąś dziewczynę! Jakby dziewczyny tej klasy były czegoś więcej warte, jak uwiedzenia przez zdrowych, sytych, wesołych paniczów!
Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/254
Ta strona została uwierzytelniona.