Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/260

Ta strona została uwierzytelniona.

mam list, a może tego już nie wolno? Ale chyba nie może być, by jeszcze żyła?
Patrzał spokojnie na Stucha.
— Chyba nie... — ten odparł.
Gedras zwiesił głowę.
— Tamte dwie pochowałem, a tej nie uchowałem... — zamruczał. — Tak i życie zeszło!
Obaj umilkli, patrząc posępnie na szarą ścianę więzienną. Wreszcie Stuch się zerwał, dławiło go wzruszenie i gorycz.
Bez słowa się pożegnali, nie było co rzec na takie rozstanie ostateczne.
Ten, co został w celi, był spokojniejszy od tego, który wracał do świata i swobody.