Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/263

Ta strona została uwierzytelniona.

czyć córkę, że zapewne nie będzie mogła tańczyć w karnawale.
Wiadomość ta napełniła kumoszki tajoną złością zawodu, Sulickiego wielką dumą, młodzież, nadskakującą Maniusi, niesmakiem i oziębłością.
Maniusia sama nie wyglądała zachwycona swem spodziewanem macierzyństwem. Miała tyle toalet, których nie zaprodukuje i które wyjdą z mody, a zarazem odczuła boleśnie obojętność swych satelitów. Nudziła ją też zdwojona troskliwość męża, rady i przestrogi matki, skrępowanie swobody. Zrobiła się opryskliwa i grymaśna, poczęła płakać o byle co i nudzić się.
Wobec obcych hamowała się i udawała, ale dla domowych i służby stała się nieznośna. Nic jej nie brakło, wszelkie chęci, fantazje były spełnione zaledwie je wyraziła, a ją trapiła jakaś nuda, jakiś brak, niezadowolenie, bunt i pragnienie, którego nie umiała określić.
Zastawał ją często mąż zapłakaną, starał się uspokoić, rozweselić, upieścić. Wpadała tylko w większe rozdrażnienie i niecierpliwość, odtrącała go prawie ze wstrętem. Gdy to opowiadał, skarżąc się teściowej, uspokajała go „tym stanem“, chociaż czasami sama była przerażona taką zmianą charakteru Maniusi.
— Moje dziecko, powinnaś nad sobą panować — starała się moralizować. — W „twoim stanie“ to ci może być szkodliwe. Mnie przerażasz czasem; taka jesteś szczęśliwa, w takich opływasz dostatkach, tak jesteś kochana, a nie umiesz tego cenić.