Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/266

Ta strona została uwierzytelniona.

urodził dziedzic rodu Sulickich, którego z wielką pompą ochrzczono imieniem Bolesława. Dziecko przyszło na świat wątłe i chorowite, z nieforemną głową i pajęczemi członkami.
Doktorowie zdecydowali, że matka karmić nie może, zaczęto więc szukać mamki i po kilku kandydatkach wybór padł na jakąś Bronkę, dziewczynę importowaną z prowincji, od Zarembów.
Teraz już Zarembina nastałe osiadła u córki i objęła zupełnie rządy domowe w swe ręce.
Maniusia była temu rada i gdy tylko wróciła do sił, zaczęła bawić się, wynagradzać sobie długie miesiące przymusu i nudy.
Piękność jej rozwinęła się całym blaskiem. Widziała to w lustrze i w oczach mężczyzn, którzy ją znowu otoczyli, zasypywali komplementami śmiałemi, jako mężatkę a dwuznacznikami wcale nie zagadkowemi. Z dniem każdym i ona stawała się śmielszą i zalotniejszą, bawiła się bez trwogi i skrupułu, była pewna swej cnoty, bo nikogo nie kochała.
Dziecko zajmowało ją zrazu, ale znudziło ją prędko i drażniło nawet. Było brzydkie, zawsze chore, grymaśne, otoczone służbą; bawić się z niem nie mogła, pochwalić nie było czem.
Po pewnym czasie prawie zapomniała o istnieniu syna i zrzadka tylko zaglądała do niego, pochłonięta karnawałem, który w tym roku był wyjątkowo długi i świetny.
Biedny Sulicki był męczennikiem. Nużyły go