ładny, ale on z tego wyrośnie. Zobaczysz, drugi będzie inny.
— Drugi! — Maniusia zaśmiała się ironicznie. — Niema głupich! Pięć centymetrów przybyło mi w pasie! Ani myślę dalej się defigurować!
— Moje dziecko, będzie, jak Bóg zechce.
— Et, niech mama głupstw nie prawi! Będzie, jak mnie się podoba. Ach, jak tu nudno!
Czasami, dla rozrywki, robiła scenę mężowi o byle co, ale gdy Sulicki, zamiast się spierać, na wszystko się zgadzał, przepraszał, stawał się podwójnie czułym i uległym, niecierpliwiło ją to i nudziło.
— Stary głupiec! — nazywała go w duchu pogardliwie, nie czując ani wdzięczności za dobroć tego człowieka, ani przychylności i życzliwości nawet za to wszystko, co jej dawał, czem ją obsypywał.
W ten sposób donudziła się do lata. Postanowiono wyjechać do Karlsbadu, gdyż Sulicki potrzebował kuracji, mieli tedy jechać we dwoje a dziecko zostawić u dziadków, ale wobec perspektywy pobytu z mężem u wód, Maniusia wolała spędzić lato u rodziców: „z dwojga złego“, jak szczerze wyznała matce, i nudziła się w dalszym ciągu na wsi do września. Wróciła do Warszawy w jakiemś desperackiem usposobieniu, przejęta do głębi przekonaniem, że jest nieszczęśliwa, że życie jej jest zmarnowane, złamane, że ją los srodze pokrzywdził. Ożywiła się jednak zaraz, bo trzeba
Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/268
Ta strona została uwierzytelniona.