Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/283

Ta strona została uwierzytelniona.

umiesz ty cokolwiek szyć, prać, prasować, cerować?
— Ach, pan mi chce niby dopomóc? Iii próżne zawracanie głowy! Ni do szycia mi, ni do cnoty pora.
— Jak chcesz. Nie miałem zamiaru dać ci cnoty, ale jak ktoś nie ma koszuli, chleba, a sine pręgi na plecach, tom myślał, że będzie wolał inne zajęcie.
— Niedługobym się cieszyła tą koszulą i chlebem. Nie kij na plecach, a majcherek pod żebrami bym poczuła — a ja żyć muszę! Ot, żeby mi pan dał piwa czy wódki — to mi więcej nic nie potrzeba.
Dał za wygraną nieproduktywnej litości i przestał o niej myśleć, jako o istocie ludzkiej. Napoił ją piwem i malował, po godzinie odprawił i prawie byłby rad, żeby nie chciała odrobić owych pięciu rubli. Ale przyszła nazajutrz. Był już znudzony i zniecierpliwiony, bo spotkał rano Maniusię na wystawie i był nią żywo zajęty.
Gdy ulicznica weszła, nie ukrywał swej niechęci.
— Słuchajno — rzekł — już mi nie jesteś potrzebna, możesz sobie iść i nie wracać więcej.
— No, a jakże będzie, że mi pan dał zgóry za pięć godzin? — rzekła, jakby spotkał ją ciężki zawód.
— To ci je daruję. I masz tu jeszcze trzy ruble.
Zapałały jej oczy, odtrąciła jego rękę z datkiem.
— Anim ja żebraczka, ani złodziejka; winnam panu trzy ruble, to je odniosę. No, pewnie moje