Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/285

Ta strona została uwierzytelniona.

zbytkowną przekąską. Suliccy przyszli o oznaczonej godzinie, zabawili dość długo, wesoło i przyjemnie. Radca wyszedł trochę nawet podchmielony, Maniusia rozmarzona, kryjąc usta w olbrzymi bukiet ponsowych gwoździków, który jej Brzechwa podał do karety przy pożegnaniu. Nazajutrz Sulicki otrzymał z dowcipnym bilecikiem szkic „Głodu“, który mu się bardzo podobał. W ten sposób „portret“ ulicznicy znalazł się u Sulickich w gabinecie.
Zrobiono mu złote ramy i radca pokazywał z triumfem wszystkim znajomym.
Model szkicu zastąpił raz drogę Brzechwie, gdy w południe szedł do pracowni. Czatowała snać na niego i rzekła:
— Pan się tak teraz zamyka, że bez wytrycha się nie dostać. Ot — odnoszę panu dwa ruble.
— Co za dwa ruble? Oszalałaś! Nic mi nie jesteś winna. Dajże pokój!
— Com winna to wiem. Tego panu nie wrócę, bo nie mam i mieć nie będę. A te dwa ruble, to niech pan bierze.
Kaszlała mocno i była jeszcze bardziej nędzna i znękana. Siliła się bezskutecznie na śmiech.
— No, no, jak chcesz. Wezmę te głupie dwa ruble i oddam jakiej twojej koleżance na rogu ulicy. Zato wstąpże i odpocznij trochę. Nie świetnie ci idzie, uważam.
Weszła i już bez proszenia i namowy zjadła, co tylko jej podał. Nie mówiła nic, pożerała jak zwie-