Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/298

Ta strona została uwierzytelniona.

jego kochanki, córki owego posłańca. Aj, głośna była sprawa. Stuch go bronił.
— Więc co?
— Dziś rano na grobie Morzyńskiego na Powązkach znaleziono trupa kobiety. Jakiś drab znalazł i zawiadomił stróżów. Gdy ją podjęto, znaleziono poruszoną ziemię, zaczęto szukać i wydobyto płytko zagrzebane zwłoki dziecka.
— To pewnie moja — zawołał Brzechwa.
— Co, twoja?
— Modelka. Wczoraj jeszcze u mnie była, wydawała się obłąkaną po śmierci dziecka. Jakto? Więc ona była kochanką narzeczonego tej pięknej Sulickiej?
— Prawdopodobnie.
— To okropne! Cóż — otruła się, czy zabiła?
— Podobno zmarzła z wycieńczenia. Cały romans.
— Romans? Dramat raczej! Brr! — Jakie to wszystko ohydne! Jaka to była dziwna istota!
— Ech! Może to wcale inna. Zresztą możemy się dowiedzieć. Ot tam, przy stoliku pod oknem siedzi Stuch. Znam go, to się spytam. Chcesz?
— Chodźmy razem — przedstaw mnie.
Poszli. Adwokat badawczo spojrzał na Brzechwę, a na zapytanie odparł:
— Nie wiem, czy ta umęczona była pańską modelką, ale z pewnością była Mańką Gedrasówną. Widziałem ją w prosektorjum.
— Czarna, chuda, średniego wzrostu, okryta chustą w wielkie kraty?... Tak ubrana wyszła