Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wiesz! Naturalnie! Ty po szosie włóczęgów zbierasz, a z pod nosa ci mosiądz wynoszą. Wiesz, ile wynieśli? Dwa pudy. Ktoś ma dorobiony klucz i gospodaruje, jak u siebie, a ty niby wartujesz. Masz pięć rubli sztrafu, a jeśli nie odkryjesz, kto ukradł, to precz pójdziesz! Daję ci tydzień czasu!
Gedras stał i kombinował. Potem zabłysły mu zajadłe oczy.
— To chyba Hilek, proszę pana. Dziś w nocy pracował w ślusarni do późna. On tego nigdy nie robił. Gadał, że za Siwca odrabia. Mnie się to wydawało podejrzane. Ja dojdę.
— Warto. Bo inaczej możesz się wynosić.
Gedras poszedł wprost do magazynu fabrycznego i począł oglądać jak wyżeł drzwi, zamki, okna, drogę wokoło. Przeświadczenie miał, że to Hilek był sprawcą, bo już parę razy się zdarzyło, że z warsztatów to i owo ginęło i w fabryce szeptano, że Hilek na pijatykę do szynku Lejzora nosi różne fanty, miewa zawsze kredyt u żyda.
Przypomniał sobie Gedras, że po rozprawie z chłopcem od mechanika, Hilka już u bramy nie widział, został tedy prawdopodobnie w obrębie fabryki i potem przez mur się przedostał. Począł tedy tropić dalej i obszedłszy mur wokoło, w kącie, za oborami znalazł drabinę porzuconą, jakby ją ktoś nogą strącił, a pełzając po ziemi, znalazł i rzemyk od paska z przerwaną sprzążką. Schował to skrzętnie, odkładając dalszy pościg do dnia.
Noc zeszła bez wypadków. Co czas jakiś stróż