Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

niezgorsze dziecko i zdrowe. Czarne ma oczki, jak żuczek. No, nie płacz, wykąpię cię, a jak będziesz grzeczna, to jeszcze cię i pokarmię. Ot dola!
Gedras podarł parę swych koszul na pieluszki i przyglądał się kąpaniu, uczył się na niańkę.
Ogrodnikowa rozczuliła się, przemogła zupełnie wstręt cnotliwej mężatki i matki do dziecka występku i gdy było wykąpane i spowinięte, dała mu ssać na drogę do chrztu.
— Sami poniesiecie? A któż kuma?
— Nikogom nie prosił. Dość się naurągali — burknął Gedras.
— Za kumę każda stanie. Takie trzymać, to się bydło wiedzie — rzekła ze śmiechem.
Stróż nic nie odparł, nasunął czapkę na oczy, poduszkę z dzieckiem otulił kożuchem i poszedł.
Na drodze wyminął go powóz, wiozący panienkę do chrztu. Chrzestni rodzice siedzieli na głównem siedzeniu, przed nimi na rękach wystrojonej piastunki dziecko w fali koronek i batystów.
Gedras przeprowadził wzrokiem pański pojazd i kroku przyśpieszył.
— Zajmą księdza, a potem może i na obiad zabiorą, to i wrócę z niczem — pomyślał.
Gdy przyszedł do kościoła, dworski zaprząg stał u bramy, wewnątrz ksiądz mszę żałobną odprawiał; w pierwszej ławce siedzieli państwo i piastunka z dzieckiem, które hałaśliwie objawiało swe niezadowolenie, że musi czekać. Gedrasowa znajda przeciwnie zachowywała się tak cicho, że aż uchylił poduszki, wciąż niespokojny, czy żyje,