Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

motywy, pędzącej z czarnej głębi — mgnienie — przeleciała — zgasła w oddali.
— Mańka! — wydarło się mu jękiem z gardła.
Ocknął się na swój własny głos, wstrząsnął się cały, rozejrzał błędnie po kątach.
Podobna była izba, ale nie tamta. Podobna była noc, ale nie tamta. Tamto zmiażdżyło wszystko: ją na śmierć prędką, jego na długą pokutę. Już to przeszło, tylko zapomnieć nie można, jak i naprawić nie można.
Dziecko wypiło mleko, usnęło. Gedras je przewinął i na zwykłem miejscu u pieca położył.
Potem przetarł ręką czoło i szepnął:
— Możeby kto posłyszał, co mi jest, lżejby było, nie tak straszno. Inni się wygadają i poweseleją, inni się upiją i zapomną. Ja nie potrafię gadać i komu? Do księdza pójść — rozgrzeszenia nie da pewnie. Straszno. Żebym ja choć wiedział, czy to dziecko za karę mi dane, czy na przebaczenie. Ja nie wiem, nie rozumiem.