Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

Oprócz tego wypasano tam gęsi i konie, sprzedawano deski, jedna z córek była pokątną akuszerką, druga farbowała chłopom wełnę, jeden z synów był faktorem i krawcem zarazem. Nie było interesu, któregoby u Lejzorowej nie można było załatwić.
Rodzina ta liczyła członków już czynnych — dwudziestu, odtrąciwszy drugie tyle na małe dzieci. Ożywiona była jednym duchem — zarobku i zbogacenia, solidarna w powodzeniu i katastrofach, słuchająca ślepo matki, wielbiąca zaś ojca. Lejzorową znał każdy. Lejzora nie widywał prawie nikt, spędzał życie w najzaciszniejszym alkierzu, nad Talmudem.
Owóż zdarzyło się, że tego dnia słońce wiosenne zajrzało do izdebki „naucznego“ Lejzora i wywabiło go na ganek. Wyjątkowo dnia tego cały sztab Lejzorowej był rozproszony za interesami, i nad starym dziadkiem czuwała dwunastoletnia Rojza.
Gdy o zmierzchu wróciła Lejzorowa, dziewczynka pochwaliła się, że utargowała trzy ruble, i opowiedziała, że gdy siedziała z dziadkiem na ganku, przyszedł jakiś goj i zażądał mosiężnego kranu. Ona zaś podpatrzyła w alkierzu pod łóżkiem worek z kranami i przyniosła mu. No, i wybrał sobie jeden niewielki, dawał za niego rubla, ale ona zażądała trzy i po krótkim targu zapłacił. Lejzorowa, zamiast pochwały, zarzuciła ją gradem wymysłów, szturchańców i pytań: kto był ten goj, jak wyglądał, skąd przyszedł?