Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.

Rojza przerażona uderzyła w płacz, plątała się w odpowiedziach, ale zrozumiała po minach i gestach rodziny, że popełniła coś bardzo złego. Worek z kranami sprzątnięto, rodzice dołożyli jej jeszcze parę szturchańców i srogi rozkaz, aby jeśli kiedy ten goj się pokaże i będzie dowodził, że od niej kran dostał, zaparła się wszystkiego.
Potem starsi poczęli się naradzać, a ją wypędzono do dziadka. Plan obrony był obmyślony — żydzi wrócili do swych zajęć. Co wieczór izba szynkowna i sąsiadujące z nią izdebki i klitki były miejscem zebrania małomiasteczkowych i wiejskich szumowin. Do ich obsłużenia, upojenia, do słuchania, co mówią, do wyzyskania tej zgrai, cały klan Lejzorowej był potrzebny i gremjalnie występował do czynu.
Gdy Hilek się zjawił z roboty, gości już było pełno i on się w szynku nie zatrzymał; jako stary bywalec poszedł do jednego z „gabinetów“. Ale tam czekało go nieprzyjemne spotkanie. Jakaś kobieta rozłożyła na stole węzeł szmat, córka Lejzorowej je roztrząsała i odbywał się zajadły targ o te łachmany.
— Trzy ruble! Kpiny! A co ja zrobię z trzech rubli? To ledwie na trumnę wystarczy, a przecie w kościele każą zapłacić. A skąd wziąć na jaki taki poczęstunek, a mnie co zostanie, za tyle mordęgi? Oszaleliście, Fajga, toć to same korale warte dziesięć rubli, a jedna suknia, toście sami na Wielkanoc szyli, raz włożona! Dawajcie piętnaście, dobrze — ani grosza mniej.