Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.

napełniało duszne powietrze i chrapanie — lampka dogasała. Józia wkrótce pogrążona w zupełnej ciemności, zwinęła się w kłębek na ławce i roiła przyszłe życie. Widziała siebie we własnej izbie, żoną ślusarza, gospodynią wśród własnych statków; rozmyślała, jak będzie zarabiała szyciem i praniem, jak będzie kiedyś przyjmowała u siebie rodziców, albo jak we dwoje — zebrawszy grosza, odwiedzą tutaj znajomych. I ukojona dobrą nadzieją, usnęła wreszcie, wszystkich swych bólów niepomna, z głową, wspartą o trumnę dziecka.
Hilek zaś nie spał wcale tej nocy. Spędził ją w jednym z alkierzyków Lejzorowej na rozmowie poufnej z synem szanownej matrony. Rozmowa była chwilami burzliwa a bezustannie zakrapiana wódką. To też gdy Hilek szedł o świcie do fabryki, wzrok miał szklany, twarz spuchniętą, a chód ciężki.
Gedras otwierał bramę i spotkali się.
Ślusarz się obejrzał, że byli sami i rzekł ze złowieszczym sykiem gadu w głosie:
— Myślisz mnie zakopać, psie! Niedoczekanie twoje! Ale ja ci to popamiętam, ja ci to odpłacę — zobaczysz!... Wymotam ci kiszki — ty szpiegu!
Gedras ani drgnął, jakby nie do niego mówiono. Spojrzał na pijaka i pobrzękując pękiem kluczów, odszedł ku mieszkaniu rządcy.
Hilek wziął się niby do roboty, ale znać było, że o nic już nie dba. Drgnął jednak, gdy dozorca zbliżył się do niego i rzekł:
— Arcimowski — do rządcy!