Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.

pieniądze i smakołyki, szyła dla niego bieliznę i czekała. Nizały się jej jak różaniec wieczory w ciągiem nasłuchiwaniu czy nie idzie, dnie monotonnego pytania listonosza, czy niema dla niej wieści.
Wszyscy potrosze zapomnieli o Hilku, przestano mówić o zniknięciu Józi mechanikówny, tylko Arcimowska czekała syna, tylko mechanikowa modliła się za duszę córki, a obie nie wiedziały, że tych dwoje nie po robotę poszło, ni w nurt po śmierć, ale że oboje pochłonął rynsztok uliczny, którego ujściem katorga, szpital.
Minęła tak wiosna i lato i listopad zasnuł niebo i ziemię płachtą zimnej wilgoci, gdy pewnego razu jakaś kumoszka wpadła do Arcimowskiej z nowiną, że Hilek powrócił, że go widziano u Lejzorowej. Stara poleciała do szynku, nieprzytomna ze szczęśliwości. Rzeczywiście Hilek był, ale jaki strojny, jakie miał białe ręce i twarz; nie do poznania zmieniony.
Przywitał się z matką dość łaskawie i protekcjonalnie i dalej rozpowiadał gromadzie ciekawych łyków, że ślusarkę rzucił, że jest magazynierem w fabryce koronek i że go zarząd przysłał na wywiady, czy nie dostałby robotnic. Obiecywał złote góry dziewczętom zręcznym i umiejącym władać igłą.
Czereda Lejzorowej krytykowała taki niepewny zarobek, on się zapalał, gwarantował rubla dziennie, wyliczał koszty utrzymania, wreszcie pokłócił się z żydem i zapowiedział, że on łaskę czyni, jeśli