Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.

tu te propozycje przywiózł, a nie do rozumniejszych ludzi i wyszedł z matką, oznajmiając, że pojutrze pojedzie dalej.
Doczekała się Arcimowska syna, ale mało się nim nacieszyła. Tyle, że raczył sypiać i jeść u niej wieczorem. Cały dzień gdzieś się włóczył, odwiedzał dawnych znajomych, wstąpił też do fabryki Zaremby w czasie obiadowej pauzy, rozmawiał z kolegami o wielkich warszawskich zarobkach i miejskich przyjemnościach. Wypytywał też o miejscowe sprawy.
— A ten bezręki zawsze stróżuje? — zagadnął wkońcu.
— O! ten się zakorzenił.
Gdy robotnicy wrócili do zajęć, Hilek wyszukał Gedrasa. Znalazł go w drwalni, ładującego na wóz drzewo do dworskiej kuchni.
— Jak się miewasz? W złości my się rozstali, ale od tej pory ja rozumu nabrałem i przekonałem się, żeś ty mi usłużył. Przyszedłem podziękować. Dalibóg — myślisz, że kpię? — prawdę mówię. Wypłoszyłeś mnie stąd, gdziebym zgnił przy warsztacie. Znalazłem lżejszy i lepszy chleb na świecie. Gotowym ci piwa postawić. A ty zawsze się mordujesz?
— Ręka mi nie odrośnie. Dobrze i tak, że jeszcze mogę na chleb zarobić. Mnie już nie szukać lepszego.
— Można więcej głową zarobić, niż dwoma rękoma. Jakbyś chciał kiedy lekkiego i sytego kawałka chleba, to się do mnie zgłoś.