Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.

mi już będzie do końca. W nijakie już słowo ni sąd, ni prawdę na tej ziemi nie wierzę. Tu tylko maszyny są, co wszystko miażdżą, ciała i dusze, i myślenie. I nie lękam się niczego na tym świecie, żadnej klątwy. By mnie ksiądz w swem politowaniu i rozgrzeszył, nie pozbędę się dusznej zgryzoty, by odmówił odpuszczenia grzechu, to tem już nie udręczy gorzej. Nie poweseleję, bym zebrał grosz, nie będę się troskać, gdy śmierć nędza i głód przyspieszy. Pewny ja, że i to dziecko zamrze i słusznie będzie, bom nie uchował życia tamtej umiłowanej. I to już wszystko, wszystkom powiedział, całą dolę!
Umilkł i ciężko odetchnął, a potem otarł rękawem pot z czoła i podniósł wzrok nieufny na księdza.
A ten milczał z głową pochyloną, chmurny bardzo, jakby tego, co myślał i czuł, nie śmiał powiedzieć.
Wreszcie i on ciężko westchnął, podniósł głowę i spotkali się wzrokiem, i niewiadomo czyje oczy smutniejsze były.
— Gedras, ja cię ani potępię, ani uniewinnię. Mnie ciebie serdeczny żal, biedaku, i radbym ci ulżyć, pomóc żyć. Czyń dobrze, ile w twej mocy, chroń słabych od zmiażdżenia. W jałowej rozpaczy i żalu, i buncie nie godzi się żyć. Ratuj od zguby bliźniego, wtedy poczujesz, że Bóg i tu jest. Czy chcesz się ze mną pomodlić? Czy tyś się kiedy pomodlił serdecznie za tę, która cię tak kochała?
Gedras potrząsnął głową.