Domek Gedrasa miał jedno okienko na drogę do pałacu. Zimą mróz je ubierał w gwiazdy i kwiaty, latem widać przez nie było żwirowaną drogę i sztachety dworskiego ogrodu, za nimi gąszcz zieleni.
Gdy dziecko jak kurczę z jajka, wykluło się z kołyski i poczęło pełzać, ku okienku temu poszły jego oczy, pragnące światła, jego myśli, ciekawe rozumienia. I pierwsze bełkotliwe słowo było: Tato — co to?
A że wtedy właśnie zima była, więc Gedras na rękę je wziął, szybę oddechem rozegrzał, rękawem trochę wytarł i pokazał.
— To świat — ale tam zimno, źle.
Oczki dziecka zmrużyły się od blasku śniegu, ukryło twarz na piersiach opiekuna z mimowolnym lękiem.
Przebiedowawszy ciężko pierwszy rok życia, Mańka jakby postanowiła żyć, poczęła w oczach rozwijać się i rosnąć. Gdy skończyła dwa lata, już szczebiotała i biegała po izbie, a takie to było ruchliwe i ciekawe, że Gedras musiał na klucz izbę zamykać, gdy popołudniu do drew szedł, bo się gwałtem za nim rwała.
Zostawała sama, rzewnie płacząc i patrząc w to