Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

Nazajutrz wziął ją ze sobą do drwalni. Dreptała wytrwale przy nim, a on ją uczył wszystkich niebezpieczeństw. Pokazał psy, które kąsają, i studnię, którą trzeba omijać, i płot z kolczastego drutu, który kaleczy, pokazał jej ludzi, i powiedział, żeby się do nich nie zbliżała, bo wybiją.
Mańka nie dobrze to wszystko rozumiała, bo jej dotąd nikt jeszcze nie kąsał, nie kaleczył i nie bił, ale, że była przerażona i przejęta mnóstwem nowych wrażeń, więc o krok się od niego nie oddalała.
Gedras z wprawą, nabytą długiem doświadczeniem, ładował jedną ręką drwa, jedną ręką umiał założyć konia do wozu, jedną ręką nalewał wodę ze studni do beczki, i tak parę godzin obsługiwał dworską kuchnię. Za nim dreptało dziecko.
— Oho, znajda, jaka duża! — zauważył ją kucharz.
Gedras nic nie odparł, ale mu się ścisnęło serce i żałował, że dziecko z izby wyprowadził. Kucharz przecie powiedział prawdę. Znajdą była, przylgnie to do niej i zostanie na zawsze.
Gdy zarazem dał dziecku kawałek cukru, a ono się cofnęło i nie chciało wziąć, Gedras się ucieszył i nie zachęcał.
— Na, masz, mała! — rzekł kucharz. — To smaczne, spróbuj. Powiedzcie, niech weźmie — dodał.
— Naco? Syta — burknął stróż.
— Oho, jakiś hardy! Może ona hrabianka? — obraził się kuchmistrz i odszedł, a kuchcik, jakby