Strona:Maria Rodziewiczówna - Kądziel.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

łości i pewności siebie? Same kobiety! Obałamuceni są łatwemi zwycięstwami i potem według tamtych sądzą inne! Tracą zupełnie równowagę i mają siebie za bóstwa. Dziękuję ci za zdrową naukę: to mu posłuży w życiu.
— Pani myśli, że mi już da pokój?
— Jestem tego pewna.
— A ja nie! Czy pani widziała, z jaką miną wychodził? Nazajutrz po moim powrocie przyjdzie do nas jakby nigdy nic! To mnie doprowadza do rozpaczy, do wściekłości!
— Uspokój się, nie zobaczysz go, bo tutaj zostaniesz — odparła pani Taida z uśmiechem.
— To nie może być! — zawołała panna Irena. — Ja wyjadę gdzie na służbę. Nie mogę tu zostać!
— Owszem, tu jesteś najbezpieczniejsza. Do rodziców twoich ja napiszę, wyjaśnię rzecz. Tutaj już przywykłaś do zajęcia i do mnie. Zdrowie twoje się poprawia, mnie z tobą dobrze. Włodzio cię tu nie będzie napastował, rodzice się zgodzą; wymażemy dzisiejszy wieczór z pamięci i koniec! No, idź spać i nie rozpaczaj! Ale, jeszcze jedno: czy on ci złamał serce tą intrygą z narzeczonym?
— Nie, pani! W głębi duszy pomyślałam to samo, co pan Włodzimierz mówił przed chwilą: że małe to było uczucie, kiedy tak łatwo ustąpiło, i nie żałuję go.
— Więc właściwie nienawiści, wstrętu nie masz do Włodzia?