do domu i napisał list do Rudy. Po tygodniu otrzymał go napowrót, nierozcięty. Tedy począł robić awanturnicze projekty, ale ich nie wykonał i wreszcie, żeby się otrzeźwić, zaczął pilnie pracować.
U rodziców panny Ireny bywał często i zapowiedział im, że dopóki córka nie będzie z kim innym po ślubie, on z roli starającego nie ustępuje i ten oryginalny stosunek utrzymywał wytrwale. Obrażony był na matkę i pisywał do niej lakoniczne listy, pełne gorzkich przymówek.
Tymczasem przyszła wiosna i maj z bzami i pewnego wieczora zjawił się Kazio w przejeździe do Rudy.
Z kolei zajechał wprost do brata i zdziwił się, znalazłszy go w mieszkaniu nad książką.
— Czyś ty niezdrów? — spytał.
— Dlaczego?
— Boś zmizerniał i spędzasz wieczór w domu.
— Zaczytałem się. Zdrów jestem. A ty? Jedziesz do Rudy?
— Jutro, już nastałe. Wstąpiłem do ciebie po drodze.
— Nastałe? Poco? Chce ci się tam zakopać? — niespokojnie rzekł Włodzio.
— Matka każe! — rzekł Kazio lakonicznie.
— Jutro cię nie puszczę. Zabawimy się trochę. Nie rozumiem, poco cię matka ściąga. Ty bo nie masz za grosz woli. Powinieneś się oprzeć, jeszcze rok praktykować. Zresztą z twemi zdolnościami i siłami mógłbyś
Strona:Maria Rodziewiczówna - Kądziel.djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.