panny bardzo, która aż ciebie przekonała do sakramentu.
— Bardzo cię proszę, abyś się do niej nie zalecał, bo ona mnie przeznaczona.
— Ale ciebie nie chce. Słowo daję, nie poznaję ciebie. A toś ty na fest zakochany.
— Nie masz z czego żartować — ty się na tem nie rozumiesz? Ty się ożenisz z pierwszą lepszą, którą ci mama wybierze, jak chłop. A ja z tą albo żadną. Tylko to sobie zapamiętaj, tobie do niej wara! Czytałeś, znasz „Die Braut von Messina?“
Kazio ramionami ruszył.
— Widocznie, że i na fizyków deszcz pada! — rzekł, ziewając, bynajmniej niewzruszony groźbą.
Zaczął się zbierać do snu, a po chwili spytał:
— Ozierskie zmieniły mieszkanie?
— Skąd wiesz? Jużeś tam był?
— Nie, ale mam do Stasi list i książki od koleżanki z Genewy i nie wiem, gdzie jej szukać.
— Ano, tak. Przeniosły się na Złotą 26, dla biednej Ozierskiej, która desperowała w starych kątach. Wiesz, Stasia bardzo porządnie się sprawia. Ani słówka narzekania, chociaż nie słodko jej z chorą, no, i rok stracony. Szkoda tylko, że ona tak do ludzi niepodobna, bywałbym częściej. Miałaby towarzystwo i opiekę, ale cóż, kiedy ona jest dziwoląg i ja się z nią nigdy nie mogę porozumieć.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Kądziel.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.