Strona:Maria Rodziewiczówna - Kądziel.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

zawsze. Była cichutka, łagodna, każdemu z drogi ustępująca, skrzętna i pracowita. Jest na świecie wiele panien brzydkich i kalek, skazanych na samotną starość i wykolejenie, ale któraż w porę rezygnuje z marzeń, która w porę dobrowolnie usuwa się od uczuć, pragnień i utartego celu, która potrafi wynaleźć sobie inny cel, a nie stać się pośmiewiskiem i nieszczęśliwą?
Otóż ciocia Dysia nie stała się pośmiewiskiem, nie poczuła się nigdy nieszczęśliwą i nawet mawiała, że innej doli nie pragnie. Stanęła do pomocy siostrze, jeszcze bardziej ukryta w szarej masie obywatelstwa okolicy. Pani Taida nie miała prawa korzystania ze swego głosu — ciocia Dysia nawet głosu nie miała. O pani Taidy czynach i dziełach nie wiedziano poza powiatem, o czynach cioci Dysi nie wiedział nikt i nikt o niej nawet nie mówił.
W Rudzie pani Taida, burcząc często, karcąc ostro, napominając co chwila, prowadziła męskie gospodarstwo; ciocia Dysia, drepcząc dużo, gderząc potrosze, zajmowała się kobiecem. Tak się to cichutko odbywało, że zdawało się, że ona nic nie robi. Nawet myślała to pani Taida i z roku na rok, w miarę rozwoju gospodarstwa, dodawała siostrze obowiązków.
I wreszcie po latach ciocia Dysia zajmowała się śpiżarnią i kuchnią, drobiem i domem, ogrodem i nabiałem. Nie bez tego, żeby nieraz wyręczyła siostrę w prowencie i doglądaniu inwentarza. Mieściło się to jakoś zgodnie