Strona:Maria Rodziewiczówna - Kądziel.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

i swoboda nawet. Jadę na służbę, na ciężki dorobek, już nawet szerokiego świata nie zobaczę. Takie me powołanie i żem do niczego większego nie zdolny, więc spokojnie stanę do tej pracy. Będę orał i siał, aż do śmierci zamknięty w obrębie Rudy, parafji, gubernji. Skądże ci nawet mogło w głowie postać, żebym ciebie chciał brać do spółki, na taki deptak. Tak znowu głupi nie jestem!
Roześmiał się i spojrzał na nią. Szła zamyślona poważnie i zupełnie innym tonem się odezwała:
— Dobrze, żeś się wygadał, boś mnie oświecił w jednem, a w drugiem trzeba ciebie oświecić. Powiedziałeś parę rzeczy rozsądnych, ale więcej głupstw. Co do obowiązków — racja. Nie powiem, aby one nam tak bardzo potrzebnym były nabytkiem w życiu, ale tak się złożyło — są; dziesięciolecie przetrwały, niech będą — trzeba je spełnić. Ale coś ty o sobie wkońcu rzekł, na to ani ja się zgodzić, ani pozwolić nie mogę. Jeśli masz wołem zostać, deskami się zabić od świata, bezmyślnie orać i siać, to ja się ciebie wyrzekam i matkiś swojej niegodny ani nazwy człowieka nawet. Hańba i wstyd tobie z takiemi zasadami pracę zaczynać. Matka twoja inaczej myślała; czytałam pokryjomu jej szarą księgę, alem ją zapamiętała dobrze i często powtarzam dwa z niej zdania, jedno: „Niema małej roboty, są tylko mali ludzie.“ Niezmierna mądrość jest w tych słowach; a drugie: „Pokochaj trud swój,