Strona:Maria Rodziewiczówna - Kądziel.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kocham, kochasz, kocha, kochamy, kochacie, kochają. Konjugacje dawno mam za sobą, na piątym kursie tego nie przechodzimy.
— Jakto! Ja zacząłem od trzeciej klasy i uprawiam ten przedmiot dotychczas.
— Słyszałam, że pan i w czasie pisania rozprawy tem się zajmował.
— Ten plotkarz Kazio! A pani myśli, że on lepszy. Jak tu był, wracając z zagranicy, to szalał za jakąś Francuzką. O tem pani pewnie nie opowiadał.
— Nie — odparła, uśmiechając się.
— No, panno Stasiu, szczerze proszę odpowiedzieć. Marzy pani też niekiedy o miłości?
— Cóż znowu? Ma mnie pan za pannę na wydaniu. Nie marzę nigdy! Żebym była mężczyzną, nie ożeniłabym się, gdyż nie znalazłabym odpowiedniej kobiety, a żem kobieta, nie wyjdę zamąż.
— Dlaczego?
— Bo żaden mężczyzna nie szuka w żonie człowieka, ale rzeczy wygodnej. Ja zaś rzeczą niczyją nie byłam i nie będę. Pół życia się kształcić, myśleć, rozwijać samodzielność, żeby drugie pół życia zapominać nauki, oduczyć się myśleć, działać i sobą rządzić, to jest zawsze pół życia tu czy tam zmarnowane. Ja zaś zanadto drogo kupiłam sobie to pierwsze pół życia, żeby je poświęcić dla marzeń!
— To się tak mówi, a potem przychodzi piorun