i „jeśli pierś z lodu, namiętność ją spali, a jeśli z głazu — roztrzaska.“
— Piorunów się nie boję. Widywałam dość wokoło siebie tych pożarów i roztrzaskań. Wygląda to niby dramatycznie lub lirycznie, ale w rzeczywistości ani ładne, ani zabawne, ani wzniosłe!
— Przyznam pani, że i ja wolę miłość jak małżeństwo, ale gdy nie może być inaczej...
Stasia roześmiała się szydersko.
— Otóż właśnie. Mężczyźni się dlatego żenią i tak dobierają sobie towarzyszki życia. Że zaś ta racja wedle moich pojęć określa, czem kobieta ma być w małżeństwie, więc ja w te szranki nie staję!
— Ech, nie chciałbym z pani mieć mentorki dla panny Ireny. Pomimo wszystko ona będzie ze mną szczęśliwa.
— Najzupełniej wierzę. Jest panną na wydaniu, na to ją chowano, nawet może pana wodzić za nos, jeśli będzie zalotna, choć głupia. Ale gdy będzie zbyt czuła, choć rozumna, to się panu prędko sprzykrzy. To wynik tej racji, dla której się pan żeni.
— Czy pani zawsze do wszystkiego używa skalpelu?
— Zawsze, to moja broń!
— Winszuję, ale nie zazdroszczę — nadąsał się Włodzio. — Z temi pojęciami musi pani być najprzyjemniej w prosektorjum.
— A panu w balecie! — odrzuciła pogardliwie.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Kądziel.djvu/164
Ta strona została uwierzytelniona.