Strona:Maria Rodziewiczówna - Kądziel.djvu/234

Ta strona została uwierzytelniona.

Włodzio począł płakać.
Ciężko minęło parę godzin. Stasia nie spuszczała oczu ze śpiącej i nagle drgnęła, chwytając Kazia za ramię. Pani Taida otworzyła oczy, podniosła rękę, twarz jej się skurczyła.
Rzucił się do niej Włodzio i runął u łóżka z jękiem. Nie było matki.
— Paraliż serca! — pomyślała Stasia.
Ozierska zapaliła gromnicę, Irenka zemdlała, Włodzio łkał rozpacznie, tylko Kazio milczał, czując, że mu dusza drętwieje, że się stacza w przepaść, że chyba także umiera.
Stasia zajęła się cuceniem Irenki, wyprowadziła ją z pokoju, a potem wróciła i pochyliła się nad klęczącym Kaziem.
— Mój biedaku! — szepnęła. — Zapłaczże, lżej ci będzie.
Pomimo bólu, zdziwił się niesłychaną łagodnością jej głosu i spojrzał żałośnie.
A ona przyklękła obok niego i powtarzała półgłosem modlitwę, odmawianą przez matkę.
A wtedy i Kazio zapłakał.