— Powiedzże mi, Stasiu, jakie masz zamiary na przyszłość?
Dziewczyna była w najgorszem usposobieniu. Siadła na schodkach, podparła brodę pięściami i żuła przekleństwa.
— Moich zamiarów pani nie zrozumie — odparła.
— Dlaczegóż to?
— Bo pani pochodzi z epoki niewoli i ciemnoty, a ja stoję u wrót swobody i oświaty.
— Stasiu! — jęknęła matka.
— Daj pokój, moja droga! Przecie ona mnie nie może obrazić. Owszem, ciekawam tej nowej epoki. Dążysz tedy do swobody i oświaty. Jedno i drugie jest szanowne, ale to nic nowego, ani dla mnie niezrozumiałego. Chcesz tedy nauki, a potem pracy! To bardzo dobrze. Tylko czy ty rozumiesz, czego chcesz — co to jest nauka i praca?
— No, to chyba elementarz! — zaśmiała się Stasia.
— Szkoda tedy, że tego elementarza nie umiesz. Bo dokuczać matce, to nie oświata, ale dzikość, a błocić się na kaczkach, to nie praca, ale swawola.
— Nie ja matce, ale matka mnie dokucza. Polowania nie zabrania mi żadne prawo, tylko głupi, nielogiczny obyczaj. Tego wypełniać nie myślę.
Starsze panie milczały, ale Stasia rozgrzała się i wybuchła:
— Żeby się kto chciał zastanowić, ile takich ana-
Strona:Maria Rodziewiczówna - Kądziel.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.