Strona:Maria Rodziewiczówna - Kądziel.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

„Miałam dziś list od Walerki. Biedna, ciężko odchorowała stratę córki. Stasia zaraz po powrocie z Rudy urządziła okropną scenę w domu, żądając pieniędzy na uniwersyteckie studja i paszportu zagranicę. Na odmowę ojca zacięła się w ponurem milczeniu, po tygodniu uciekła z domu, wykradłszy u ojca z biura swoją metrykę i sto rubli. Zostawiła list, pełen wyrzutów, i wyrzeczenie się „wyrodnych rodziców.“ Źle się stało i teraz poważnie się lękam, że dziewczyna się zmarnuje! A kto temu winien? Druk i manja pisania! Żeby zamiast smarowania papieru kwestją emancypacji, kobiety wzięły się naprawdę wszystkie do pracy, którą mają pod ręką, nie byłoby kwestyj i nie byłoby takich szalonych głów jak Stasia! Ano — łatwiej smarować piórem po papierze o uniwersytetach i równouprawnieniu, jak osiwieć w ciężkim trudzie bez sławy i mienia. Smarują tedy na nieszczęście ludzkości! Biedne dziecko. Dysia postanowiła codzienny pacierz na intencję Stasi. Bodajże do Boga doleciał, bo tu trzeba Jego cudu! Kazio dzisiaj wyjechał do Puław. Za trzy lata dopiero stanie mi do pomocy! Oj, czas mi już spocząć, Włodzio pisze, że mógł dostać stypendjum, ale się cofnął wobec zupełnie ubogich. Dobrze zrobił. Napiszę mu to zaraz i pochwalę.“
Potem już w szarej księdze nie było wzmianki o Stasi — i nie było o niej mowy w Rudzie.