Strona:Maria Rodziewiczówna - Kądziel.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

drażliwsze kwestje, że się jej radzono w najprozaiczniejszych dolegliwościach.
— Niech pani wejrzy w moją niedolę i nakaże im dla płci mojej i wieku szacunek.
Parę razy zburczała pani Taida winowajcę, ale wreszcie straciła cierpliwość i na nową skargę odparła ostro:
— Ależ, proszę pani, każdy sam sobie tylko może wywalczyć szacunek i powagę, tego ja pani nie mogę nakazać. Niech się pani nie naraża na śmieszność, to się nie będą ludzie śmiali. Ja wśród nich żyję tyle lat, a nie słyszałam i nie doznałam cienia nieprzyzwoitości.
— Jestem tedy rzucona na pastwę brutalności, bez żadnej opieki. Nikt się za mną nie ujmie! I oto jest los samotnej kobiety.
Pani Taida, czując, że wybuchnie, co prędzej wyszła, by tej elegji nie słyszeć.
Szczęściem, wieczory stawały się krótsze, więc i pogawędki w sypialni zaczynały się później; miało się ku wiośnie, roboty coraz więcej, nie było czasu irytować się cnotą uciemiężoną panny Klary.
W marcu, który tego roku był wyjątkowo ciepły i suchy, pani Taida oznajmiła pannie Klarze, że spodziewa się geometry, który zabawi miesiąc, gdyż będzie mierzył leśne poręby i łąki. Poleciła, by mu ogrzano narożny pokój i pamiętano o jego wikcie.
— Będzie jadał z nami, bardzo dobry i przyzwoity człowiek, już niemłody.